Wstrząsająca historia seryjnego sprawcy przestępstw seksualnych z Wrocławia wraca na usta mieszkańców miasta i ekspertów od bezpieczeństwa publicznego. Przypadek Andrzeja Ś., którego działalność przez lata była pilnie ukrywana, unaocznia nie tylko tragiczne skutki zbrodni, ale również poważne niedopatrzenia służb i instytucji odpowiedzialnych za ochronę obywateli. Co naprawdę wydarzyło się w latach 90. na wrocławskich osiedlach, dlaczego prawda wyszła na jaw tak późno i jakie wnioski płyną z tej głośnej sprawy?
Nieuchwytność sprawcy przez lata – jak doszło do serii przestępstw?
Fala ataków rozpoczęła się w połowie lat 90. ubiegłego wieku, obejmując różne rejony Wrocławia – od spokojnych przedmieść po osiedla takie jak Jagodno, Leśnica czy Partynice. Andrzej Ś. wykorzystywał spryt i staranne przygotowanie, aby unikać wykrycia przez policję. Jego działania charakteryzowały się dokładnością – wybierał miejsca z dala od wzroku przechodniów, a każdy szczegół zamieszczał w osobistych zapiskach. Do metod działania inspirowanych amerykańskimi kryminałami dołożył własne okrutne rytuały, co utrudniało śledczym powiązanie przestępstw w jeden ciąg.
Osobowość i motywacje – złożony portret psychologiczny
Według zgromadzonych materiałów, Andrzej Ś. wykazywał niepokojące cechy osobowości. Każdy atak był przez niego szczegółowo planowany, a po wszystkim notował przebieg zdarzeń i własne przemyślenia na temat ofiar. Posługiwał się psychologiczną przemocą – po dokonaniu napaści narzucał kobietom wykonywanie dziwacznych poleceń, by zyskać czas na ucieczkę. W jego notatkach pojawiały się usprawiedliwienia i próby racjonalizacji czynów, co sugeruje głębokie zaburzenia emocjonalne oraz brak empatii wobec ofiar.
Brak przejrzystości instytucji – dlaczego społeczeństwo nie wiedziało?
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów tej sprawy była reakcja policji oraz miejskich urzędników. Przez długi czas skala i charakter przestępstw były utrzymywane w tajemnicy, nie informowano mieszkańców o realnym zagrożeniu. Dopiero wiele lat po zatrzymaniu sprawcy część archiwalnych dokumentów ujrzała światło dzienne. Byli policjanci, tacy jak Remigiusz Korejwo, podkreślają, że obawa przed paniką lub kompromitacją instytucji sprawiła, iż liczba ofiar i szczegóły śledztwa były zatajane. To milczenie miało poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa mieszkańców.
Wyrok sądu i los sprawcy po odbyciu kary
Choć śledczy podejrzewali, że liczba pokrzywdzonych była znacznie wyższa, sąd mógł skazać Andrzeja Ś. jedynie na podstawie zeznań tych kobiet, które zdecydowały się ujawnić swoją traumę. Z ponad 90 zapisanych w dziennikach ataków, wyroki zapadły tylko za część przypadków. Dziś mężczyzna, po odbyciu 15-letniej kary więzienia, został skierowany decyzją sądu do ośrodka zamkniętego w Gostyninie. Uznano go za osobę zagrażającą bezpieczeństwu społecznemu, wymagającą stałej kontroli i leczenia.
Wnioski na przyszłość – co zmieniło się po tej sprawie?
Sprawa Andrzeja Ś. stała się przestrogą i impulsem do zmian w podejściu do informowania społeczności o zagrożeniach. Ujawniona dopiero po latach prawda oraz głośny reportaż „Będziesz następna” ukazały, jak łatwo brak otwartości władz prowadzi do utraty zaufania i poczucia bezpieczeństwa. Odpowiedzialność za transparentność i szybką reakcję spoczywa na wszystkich instytucjach powołanych do ochrony obywateli. Dziś Wrocław stawia na lepszą komunikację z mieszkańcami i wyciąga wnioski z bolesnej lekcji przeszłości, by nie dopuścić do powtórzenia podobnej tragedii.