Legenda o dzwonie na wieży kościoła św. Marii Magdaleny nie jest wesoła i zawiera mądrość ludową, z której powinniśmy korzystać. Zapraszamy do przeczytania tej strasznej opowieści o zbrodni i karze.
Legenda o dzwonie grzesznika
W dawnym Wrocławiu miejscowa ludność zapragnęła kiedyś dzwonu. Nie miał to być jednak dzwon zwykły, a nadzwyczaj okazały i potężny. Zrobienie takiego dzwonu było nie lada sztuką i kosztowało nie mało pieniędzy. Znaleziono więc rzemieślnika nie lada. Był to mistrz nad mistrzami. Podjął się on sztuki wraz ze swoim czeladnikiem.
Nawet on wiedział jednak, że zadanie to wymaga niesamowitej dbałości i precyzji. Nie było tu miejsca na błędy. Każde najdrobniejsze zaniedbanie mogło spowodować złe odlanie dzwonu i w efekcie utratę całego zarobku. Mistrz był więc bardzo skupiony na swojej pracy i z pieczołowitością obliczył każdy szczegół.
Wykonano wielką formę i przygotowano wszystkie narzędzia. Następnie wybrano metal i umieszczono go w komorze, gdzie się stopił. Tak przygotowane materiały mistrz postanowił na chwilę zostawić. Zmęczył się już tymi przygotowaniami i przed ostatecznym odlaniem chciał chwilkę odpocząć. Do pilnowania wszystkiego zostawił swojego czeladnika, który bardzo przejął się swoją rolą.
Niestety dla niego był on nieco gapowaty. W pewnym momencie poślizgnął się tak niefartownie, że wpadł na mocowania trzymające płynny metal w kadzi. Wylał się on prosto w formę dzwonu! Czeladnik był przerażony, wiedział, że mistrz nie będzie pocieszony. Postanowił jednak czym prędzej się przyznać do winy.
Kiedy dobiegł do gospody i zaczął przepraszać mistrza, już wiedział, że cała historia źle się dla niego skończy. Mistrz rozeźlony zabił pomocnika i pobiegł obejrzeć dzwon. Ku jego zdumieniu spostrzegł, że odlew wyszedł wręcz perfekcyjnie. Niestety nie zmyło to jego winy i został stracony. Pierwsze bicie dzwony można było usłyszeć właśnie w czasie jego egzekucji. Stało się to od tej pory tradycją i każdy straceniec odtąd słyszał ów dzwon.