We Wrocławiu, na terenie Placu Anielewicza, policjanci natknęli się na 53-letniego mężczyznę, który wyglądał na osłabionego i skarżył się na ból w klatce piersiowej. Szybko okazało się, że był to człowiek zaginiony, który samowolnie opuścił szpital, mimo że powinien być poddany niezbędnemu zabiegowi po przebytym zawale serca.
Interwencja na Placu Anielewicza
Podczas rutynowego patrolu uwagę funkcjonariuszy przykuły niepokojące oznaki osłabienia u mężczyzny siedzącego na ławce. Jego stan zdrowia wyraźnie wymagał natychmiastowej pomocy, dlatego policjanci wezwali pogotowie ratunkowe. Do czasu przybycia ratowników, zapewnili mu opiekę przedmedyczną, stale monitorując jego kondycję.
Historia zaginięcia
W trakcie rozmowy z funkcjonariuszami, mężczyzna nie potrafił wyjaśnić, jak i dlaczego opuścił szpital. Śledczy przypuszczają, że mogło to być skutkiem działania leków, które przyjmował. W policyjnych systemach figurował jako osoba zaginiona od około dwóch tygodni.
Diagnoza i dalsze działania
Zespół ratownictwa medycznego, po przeprowadzeniu wstępnych badań, potwierdził, że życiu i zdrowiu mężczyzny zagrażały poważne objawy wskazujące na kolejny zawał serca. W związku z tym został on niezwłocznie przewieziony do szpitala, gdzie otrzymał niezbędną pomoc medyczną.
Cała sytuacja rzuca światło na wielką odpowiedzialność służb mundurowych, które podczas codziennych patroli mogą uratować komuś życie dzięki swojej czujności i szybkim działaniom. To kolejny dowód na to, jak ważna jest współpraca między różnymi instytucjami w trosce o bezpieczeństwo obywateli.