Wszystko wydarzyło się na początku lutego, w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Mimo początkowego przyjęcia na porodówkę, pacjentka została poinformowana, że nie ma miejsc. Walcząc z bólami porodowymi, pojechała do innego szpitala taksówką.
Już na samym początku pacjentka przyjęta do szpitala przy ulicy Borowskiej, zaznaczała, że musi przyjąć specjalne antybiotyki na cztery godziny przed porodem, aby nie zarazić noworodka paciorkowcem. Wszystko wpisano w dokumentację, zrobiono wstępne badania i w chwilę po tym, jak poinformowano o przyjęciu na oddział, zadzwonił telefon.
Pielęgniarka poinformowała, że nie ma miejsc na oddziale położniczym. Pacjentka była zmuszona poszukać innego szpitala, do którego pojechała taksówką, mimo rozpoczętej akcji porodowej.
Szpital tłumaczy, że pacjentka nie chciała czekać na transport sanitarny karetką, tylko postanowiła pojechać do szpitala na Borowskiej taksówką. Sama pacjentka ma ogromny żal do szpitala uniwersyteckiego, że nie poinformowali jej o braku miejsc już na samym początku, przy przyjęciu do placówki.