Wrocławski motorniczy, który był za sterami tramwaju, który 27 marca na ulicy Powstańców Śląskich zabił potrącając siedemnastoletnią Joannę na przejściu dla pieszych, został obarczony zarzutami przez prokuraturę. Tragiczny wypadek zdarzył się, gdy młoda dziewczyna wracała do domu ze szkoły. Jej pogrzeb odbył się w poniedziałek na cmentarzu Osobowickim. Za nieumyślne spowodowanie jej śmierci, motorniczemu grozi teraz kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Anna Placzek-Grzelak, prokurator prowadzący sprawę, poinformowała, że motorniczemu przedstawiono zarzut zgodnie z art. 177 par. 2 k.k., co oznacza nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego, który skutkował śmiercią innej osoby. Za takie przestępstwo prawo przewiduje karę od pół roku do maksymalnie ośmiu lat pozbawienia wolności. Mimo powagi zarzutów, mężczyzna nie został aresztowany. Zostały jednak wobec niego zastosowane „nieizolacyjne środki zapobiegawcze”. Prokuratura nie ujawniła, co dokładnie to oznacza, ale mogą to być takie środki jak dozór policji, poręczenie majątkowe czy zawieszenie w wykonywaniu obowiązków służbowych.
Świadkowie tragicznego wypadku twierdzą, że Joanna miała zielone światło w momencie przechodzenia przez torowisko. Motorniczy utrzymuje jednak, że sygnalizator dla tramwaju także pozwalał mu na kontynuację jazdy. Prokuratura potwierdziła, że przesłuchuje świadków zdarzenia i zleciła opinie biegłym z dziedziny ruchu drogowego oraz rekonstrukcji wypadków drogowych. Dodatkowo zabezpieczono nagrania monitoringu i dane z systemu ITS. Jak informuje rzecznik prokuratury, całość zgromadzonego materiału dowodowego zostanie poddana dokładnej analizie przez śledczych i powołanych biegłych.